Organizator:

Do sukcesów dochodziłam małymi krokami

21.02.2024 12:00:00

Podziel się

Karolina Mazurek, reprezentantka Polski w konkurencji ujeżdżenia, w wywiadzie z Kariną Czechowicz opowiada o rodzinnej hodowli, budowie Stadniny Koni Bagieniec, zamianie ról z Jarosławem Skrzyczyńskim i o wzajemnym wsparciu, które jest niezbędne w jeździectwie.

Zacznijmy od tego, że jesteś bohaterką filmu CAVALIADY, w którym zamieniasz się rolami z Jarosławem Skrzyczyńskim. Film stał się viralowy i spotkał się z ogromnym zainteresowaniem i uznaniem odbiorców. Miałam okazję towarzyszyć Wam przy nagrywaniu tego wyzwania i ujęło mnie to, z jakim luzem i uśmiechem podeszliście do tego zadania.

To prawda, podeszliśmy do tego zadaniowo, ale śmiechu nie brakowało. To była ogromna przyjemność, ponieważ Jarek to najlepszy polski skoczek. Bardzo łatwo wykonywał wytyczone zadania. Jarek podszedł do mnie z dużą wyrozumiałością. Na szczęście nie było wielkich problemów w pokonaniu tego parkuru, ale jest to duża zasługa świetnego konia, którego użyczył mi Jarek. To była dla nas świetna zabawa. Ja sobie nie zdawałam sprawy, jakim echem odbił się ten film. Praktycznie wszyscy ze światka jeździeckiego go widzieli. Na CAVALIADZIE sporo zawodników mnie zaczepiało i pytało o wrażenia. Skacząca zawodniczka ujeżdżenia to nie lada sensacja. Słyszałam też rozmowę młodych dziewczyn, które podczas mojego treningu na rozprężalni wskazywały na mnie palcem i mówiły, że to ta pani z filmiku ze Skrzyczyńskim.

Pytanie trochę filozoficzne – czy wyobrażasz sobie życie bez sportu jeździeckiego?

Jestem w stanie wyobrazić sobie życie bez sportu, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez koni. Na pewno zawsze będę blisko albo jako hodowca, albo jako właściciel. Mam silną potrzebę kontaktu z tymi zwierzętami. Mój tata nauczył mnie szacunku do zwierząt i tego, że jak spędzasz z nimi czas, to one ci wiele oddadzą. Może nie zawsze na zawodach, w wydaniu czysto sportowym, ale też w życiowym. Czasem, gdy mam kryzys ludzki, to w takich chwilach zawsze mogę liczyć na konie.

Mówisz o kryzysie osobistym, a czy często zdarzają Ci się kryzysy jeździeckie?

Wydaje mi się, że jako zawodowi jeźdźcy kryzysy mamy dosyć często. Konie dużo nam dają, ale czasem stajemy przed faktem, że zainwestowaliśmy w jeździectwo całe swoje życie, a sport nie zawsze nam to zwraca. Musimy borykać się z rozmaitymi chorobami koni, z kontuzjami i nie zawsze mamy wpływ na to, co się stanie. Ile razy było tak, że chciałam jechać na jakieś zawody na danym koniu, ale nie mogłam. Stawałam przed decyzją jego sprzedaży, ponieważ z tego żyję. Często to powoduje frustrację. Jestem tego doskonałym przykładem. Miałam konia, którego kupiłam jako 3-latka. Jednak miałam z nim wiele kryzysów, wiele razy chciałam go sprzedać, mówiłam, że nie dam rady, nic nam nie wychodziło. Mówiłam nawet, że oddam go za darmo, bo to nie ma sensu. Jednak każdego dnia dalej próbowałam na nim jeździć i jeździłam dalej. Dziś mój koń to Grand Prix – Lider, z którym w minionym sezonie zdobyłam dwa medale Mistrzostw Polski Seniorów. Więcej tutaj